Archiwum aktualności 2002-2006
Aktualności *
Archiwum aktualności, 2007-2010 *
Archiwum aktualności 2002-2006
3.12.2006 r. - "Góry" śmieci w górach
W ostatnich dniach udało się wywieźć stertę śmieci, głównie złomu, z Doliny Suchej Kasprowej.
Śmieci te to efekt uboczny działalności Kolei Linowej. Gromadziły się tu od początku istnienia kolejki.
Wywieziona obecnie sterta ułożona została w 2001 roku, w trakcie próby posprzątania doliny.
Ilość i rozmiar zanieczyszczeń, jakie wówczas znaleziono przekroczył najśmielsze wyobrażenia.
Uznano wówczas, że próba wyniesienia tych śmieci z miejsca pozbawionego nie tylko drogi dojazdowej,
ale i w miarę wygodnej ścieżki dojściowej, może okazać się szkodliwa dla przyrody i niebezpieczna
dla ludzi. Zadecydowano, że najlepszym rozwiązaniem będzie transport lotniczy. Obowiązek usunięcia
śmieci z Doliny Suchej Kasprowej znalazł się wśród prac kompensacyjnych wyznaczonych Polskim Kolejom
Linowym sp. z o.o. Zgodnie z decyzją ministra miało być to wykonane jednak dopiero po zakończeniu
modernizacji kolejki na Kasprowy Wierch.
Gdy w Tatrach pojawiły się wojskowe śmigłowce, uznano, że skoro ktoś zadecydował, że wojskowi
piloci i tak muszą szkolić się w lataniu nad parkiem narodowym, dobrze by było, aby przy okazji
wywieźli śmieci. Dzięki temu śmieci będą krócej zanieczyszczać obszar ochrony ścisłej, a w przyszłym
roku nad Tatrami będzie mniej hałasu. Śmieci spakowano do 14 specjalnie uszytych worów transportowych
o pojemności 1200 litrów i 1 grudnia przetransportowano na Kalatówki, skąd zostały zwiezione
samochodem ciężarowym. Na wiosnę, gdy zejdą śniegi, konieczne będzie jednak ponowne sprzątanie
Doliny Suchej Kasprowej.
16.11.2006 r. - Niedźwiedzie smsują
Tatrzańska niedźwiedzica co 4 godziny wysyła sms-a z informacją o swoim położeniu. Nie należy sobie
jednak wyobrażać dużego, włochatego stwora pochylonego nad swoją "wypasioną"
komórką z dzwonkami polifonicznymi, cierpliwie wklikującego cyferki ;). Jest to możliwe dzięki
obroży złożonej zwięrzęciu z wmontowanym GPS-em i specjalnym telefonem komórkowym.
Obroże taką dostarczył Parkowi Instytut Ochrony Przyrody PAN, a urządzenia do odbioru i
przetwarzania danych podarował Polkomtel S.A. - operator telefonii komórkowej Plus GSM.
Druga obroża czeka na kolejnego niedźwiedzia.
Do tej pory zwierzęta były monitorowane dzięki obrożom wyposażonym w nadajniki radiowe. Wadą tego
rozwiązania jest zbyt rzadkie dostarczanie informacji o położeniu niedźwiedzia.
- Teraz, dzięki współpracy z Polkomtelem, 2 nasze
niedźwiedzie będą monitorowane praktycznie bez przerwy, a to da o wiele dokładniejsze informacje -
mówi Paweł Skawiński, dyrektor TPN.
Żeby jednak bateria mogła dłużej działać, z czasem częstotliwość ich wysyłania zostanie
zmniejszona do 8 godzin, a potem nawet do doby. Bateria w jej obroży powinna starczyć na co najmniej 2 lata.
Obroża została założona samicy zsynantropizowanej. Zwierzę musiało zostać chwilowo uśpione.
Przy okazji pracownicy parku dokonali w tym czasie pomiarów stopy i łapy, ocenili
jej wagę, pobrali do badań genetycznych sierść. Niewątpliwie taki monitoring bardzo
dostarczy wielu cennych inforamcji o tym największym drapieżniku Tatr. Da dokładne informacje o przemieszczaniu się
niedźwiedzia, pokaże obraz aktywności dobowej, wskaże miejsca gawry, moment zapadnięcia w sen zimowy.
- Będziemy wiedzieć, gdzie niedźwiedź żeruje, czy zbliża się do osad ludzkich - schronisk, czy do koszarów
z owcami. Czy wykorzystuje do żerowania szlaki. Ta ostatnia informacja pozwoli wytypować miejsca niebezpieczne
dla turystów. To z kolei spowoduje, że będziemy takie miejsca mogli wyłączyć z ruchu turystycznego albo
skierować tam większą liczbę naszych patroli - opowiada Paweł Skawiński. Niedźwiedzica pokonuje w
ciągu dnia bardzo duże odległości, nie ma areału osobniczego tak ściśle określonego, jak nam się wydawało.
Tej samej nocy bywa w okolicy Magury Spiskiej po stronie słowackiej i w rejonie Łysej Polany - mówi dyrektor.
Swoją drogą to ciekaw jestem jak wysyłanie smsów sprawdzi się w praktyce? Jak telefon komórkowy poradzi sobie z brakiem
zasięgu np. w Dolinie Roztoki, a bateria w warunkach niskich temperatur?
15.11.2006 r. - Fotokomórki przy wejściach do Tatrzańskiego Parku Narodowego
Jest to najnowszy pomysł TPN na rozładowanie tłoku na szlakach.
Przed wejściem na najbardziej popularne szlaki mają zostać zamontowane fotokomórki.
Na specjalnych wyświetlaczach będzie się pojawiała liczba turystów, która weszła na dany szlak. Taka informacja
może zniechęcić wielu turystów do wejścia na zatłoczoną trasę. W tym samym czasie, gdy do
Morskiego Oka wędruje kilka tysięcy osób, w innych rejonach Tatr przebywa kilkunastu turystów.
W niektórych bardziej popularnych miejscach, jak np. na Giewont w okresie największego nasilenia się ruchu latem
pojawiają się nawet kolejki oczekujących na wejście na szczyt.
24,25.10.2006 r. - Liczenie kozic
W czasie ostatniego, październikowego liczenia kozic pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego i
słowackiego TANAP naliczyli 580 kozic, z tego po polskiej stronie Tatr 108 sztuk.
Jeszcze na początku lat 80-tych poprzedniego stulecia w Tatrach żyło 1000 kozic. Później nastąpiło
gwałtowne załamanie, ale od paru lat przyrodnicy obserwują niewielki, ale stabilny wzrost liczby tych zwierząt.
W czasie wiosennego liczenia, w całych Tatrach było 486 kozic, po polskiej stronie Tatr 116 sztuk.
Kozice są bardzo ruchliwymi i płochliwymi zwierzętami, dlatego wyniki akcji w przygranicznych rejonach
obserwacyjnych po polskiej stronie granicy wymagają konfrontacji z danymi Słowaków. Porównując czas i
miejsce konkretnej obserwacji można stwierdzić, czy obserwatorzy po dwóch stronach granicy nie
podliczyli tych samych kozic jednocześnie.
październik 2006 r. - Tatrzańskie orły doczekały się potomstwa
W polskich Tatrach wykluło się pierwsze od kilku lat pisklę orła przedniego. Dotąd obserwowano tam
jedynie dwa żyjące na wolności dorosłe osobniki. Ze względu na bezpieczeństwo ptaków, naukowcy z
Tatrzańskiego Parku Narodowego przez kilka miesięcy utrzymywali ten fakt w tajemnicy.
Nieoficjalnie wiadomo, że gniazdo, w którym przyszedł na świat orzeł znajduje się w okolicach
Kominiarskiego Wierchu. Dyrektor TPN Paweł Skawiński nie może jednak ujawnić dokładnego miejsca jego usytuowania.
"Głównym zagrożeniem dla rodziny orłów są kłusownicy, jednak również zwyczajni turyści skutecznie
zakłócają spokój tych ptaków, zniechęcając je do stanowienia rodziny" - mówi Skawiński.
Tłumaczy, że zbliżenie się człowieka nawet na odległość 200 metrów do gniazda grozi porzuceniem
przychówku przez rodziców. Eksperci patrolują gniazdo z dużej odległości. Oprócz zainstalowanego
systemu monitoringu elektronicznego gniazda obserwują również ruch ludzi poza szlakami.
Dyrektor parku przyznaje, że para obserwowanych orłów, od dawna zakłada tu gniazda.
"Ptaki składają jajo w kwietniu, na przełomie maja i czerwca powinno wykluć się młode, by w sierpniu wylecieć z gniazda,
a po dwóch latach opuścić je całkowicie" - opowiada przyrodnik.
"Niestety przez wiele lat ze złożonych jaj nic się nie wykluwało" - dodaje.
Ekspert podkreśla, że wyklucie się młodych zależy od tego, ile spokoju mają jego rodzice.
Już w trakcie ruchu godowego orzeł odstępuje od złożenia jaj w miejscach, w których jego spokój zakłócają
ludzie, na przykład taternicy penetrujący zbocza gór.
10.10.2006 r. - Buty poleciały w przepaść
Niecodzienną przygodę przeżył turysta opalający się na Granatach. Śmigłowiec TOPR lecący do akcji w rejonie
Orlich Turniczek, skąd do Doliny Pańszczycy spadła młoda turystka, podmuchem śmigła zrzucił jego buty
i część ubrania w przepaść. Turysta zdołał znaleźć jeden but, na druga nogę założył klapek pożyczony
od przypadkowych turystów i w takim ekwipunku zszedł na dół.
Akcja ratowania turystki zakończyła sie pełnym sukcesem. Dziewczyna szybko trafiła do szpitala.
Z kroniki TOPR
W dniu 15.10.2006 r. około godziny 13-tej doszło do śmiertelnego wypadku 20-letniej turystki z Miechowa.
Turystka schodząc z Koziej Przełęczy do Doliny Pustej poślizgnęła się na stromym odcinku
szlaku i spadła około 40-50m. W wyniku upadku doznała śmiertelnych obrażeń. O wypadku
zawiadomili TOPR taternicy wspinający się na Zamarłej Turni. Na miejsce wypadku ratownicy
polecieli śmigłowcem. Lekarz TOPR stwierdził zgon turystki. Ratownikom pozostał tylko
smutny obowiązek przetransportowania zwłok.
25 października w trakcie akcji liczenia kozic pracownicy TPN natrafili w rejonie wylotu
żlebu z Krzyżnego do Doliny Roztoki na ludzkie szczątki.
Zespół TOPR wspólnie z funkcjonariuszami KP Policji w Zakopanem po przeszukaniu rejonu
natrafił również na dokumenty denata. Wszystko wskazuje, że były to szczątki zaginionego
w 2002 roku Przemysława G. ze Środy Śląskiej. Przemysław G. zaginął 22 czerwca 2002 roku -
wychodząc ok. godz. 16.00 z jednego z pensjonatów. Istniało przypuszczenie, że udał się
w góry - nietety nie pozostawił żadnej informacji o swoich planach.
Zginięcie zgłoszono do TOPR kilka dni później, kiedy nie pojawił się w ważnej sprawie
w Krakowie. Przeszukiwano rejon Giewontu, oraz penetrowano teren Tatr z pokładu śmigłowca.
Niestety nie natrafiono na żaden ślad poszukiwanego. Prawdopodobnie bardzo późne
wyjście w góry spowodowało konieczność zejścia z Krzyżnego w ciemnościach, co w dalszej
konsekwencji doprowadziło do upadku na którymś z progów żlebu i śmiertelne obrażenia.
Są to oczywiście tylko przypuszczenia.
W dniu 30.11.2006 r. około 13.30, podczas podejścia na Kozią Przełęcz poślizgnęła się na stromych,
twardych śniegach i spadła do Dolinki Koziej 27-letnia turystka z Krakowa.
W wyniku upadku po stromym zaśnieżonym stoku i uderzeniach w wystające głazy,turystka
doznała poważnych potłuczeń, otarć, chwilowej utraty przytomności, kontuzji głowy, barku.
Powiadomieni o wypadku ratownicy udali się do Koziej Dolinki. Po udzieleniu I pomocy
ranna turystka w noszach francuskich została przetransportowana na Halę Gąsienicową i
dalej samochodem przewieziona do szpitala. Akcja ratunkowa zakończyła się około 18.30.
Ze względu na złą pogodę w akcji ratunkowej nie można było użyć śmigłowca.
wrzesień 2006 r. - Ubezpieczenie w Tatrach Słowackich
Od 3 miesięcy obowiązuje w górach Słowackich odpłatność za wszelakiego typu akcje ratownicze.
Horska Zachranna Sluzba wycenia, że transport poszkodowanego turysty na niewielka odległość
kosztuje: 3,5 do 4 tys. koron, wydobycie lekko rannego taternika ze ściany skalnej
(bez dodatkowych komplikacji): 7,5 do 13 tys. koron, trudna akcja ścianowa, długotrwałe
poszukiwania: ponad 100 tys. koron.
Ceny ubezpieczeń oferowanych przez 4 słowackie firmy: Generali, Allianz, Union, Kooperativę
dla turysty wędrującego po znakowanych szlakach kosztują 500 koron na cały rok, jednodniowe ubezpieczenie 20 koron.
W przypadku taterników, grotołazów, narciarzy, snowbordzistów, lotniarzy, rowerzystów górskich
cena ubezpieczenia jest o 100% wyższa: 1000 koron za cały rok i 40 koron za jeden dzień.
Wykupując polisę warto przeczytać długą listę warunków, których przestrzeganie decyduje o
wypłaceniu odszkodowania. Np. nie dostanie odszkodowania zasypany śniegiem narciarz,
który wyruszył w góry przy drugim lub wyższym stopniu zagrożenia lawinowego.
Do 16 lipca na szesnaście ratowanych osób tylko 2 były ubezpieczone. Wynika to nie tylko ze złej
woli wyruszających w góry, ale także z przyczyn obiektywnych. Polski taternik, który zaplanuje
jednodniowy wypad do Doliny Kieżmarskiej, nie ma szans, aby w tym dniu ubezpieczyć się.
Nie zrobi tego ani na Łysej Polanie, ani w schronisku przy Zielonym Stawie. Do października tego
roku można było wykupić ubezpieczenie tylko w schronisku Rainerowa Chata w Dolinie Zimnej Wody.
wrzesień 2006 r. - Frekwencja w Tatrach Słowackich
Frekwencja turystyczna w lipcu i sierpniu na terenie Słowackich Tatr Wysokich była w tym
roku o 5 - 10% wyższa niż w roku ubiegłym. Turystów jednodniowych było o 20 procent więcej.
Wśród osób odwiedzających południową stronę Tatr dominują Polacy, Czesi, Słowacy. Na kolejnych miejscach plasują się –
Węgrzy, Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy, Austriacy i Anglicy. Liczba turystów wybierających się w góry
zależna jest od pogody, ale także od nowego czynnika – tzw. długich weekendów.
Pomysł przeniesienia Chaty pod Rysami (Schroniska pod Wagą) na inne, bezpieczne miejsce
upadł definitywnie. Skapitulował – jak się wydaje - największy orędownik tego projektu, chatar
(gospodarz schroniska) Viktor Beranek. Świadczy o tym poważna inwestycja w schroniskowej
jadalni - kominek z szybą żaroodporną na miejscu dawnego pieca z zielonymi kaflami.
23.07.2006 r. - Skok z Kazalnicy
Najlepszy polski BASE jumper Olek Domalewski 23 lipca skoczył z Kazalnicy Mięguszowieckiej
do Czarnego Stawu pod Rysami.
Po udanym skoku zapłacił mandat 100 zł za skok i 100 zł za zwodowanie pontonu.
Jednoczesnie nagłośnił wyczyn w Internecie. W środowisku górskim rozgorzała dyskusja,
czy skok był kolejnym tatrzańskim wyczynem, czy też niebezpiecznym precedensem, naruszeniem
majestatu Tatr. Paweł Skawiński, dyrektor TPN powiedział "To brak szacunku dla gór rozumianych jako przestrzeń,
którą należy chronić. Tatry są parkiem narodowym i wielu działań dobrych lub ciekawych, poza nim,
tutaj nie powinno podejmować się. Tatry to nie boisko, gdzie można uprawiać każdy rodzaj sportu.
Martwi mnie ten eksces, to jawne łamanie przepisów na oczach wielu ludzi.. Nadto sfilmowane z czterech
kamer i pokazywane w Internecie. Nie jest to więc samotny, intymny wyczyn, lecz popis z góry
przewidziany do upublicznienia. Złamanie prawa polegało nie tylko na zejściu ze szlaku w celu
niezwiązanym z taternictwem, ale także na pojawieniu się pontonu i ludzi na tafli Czarnego Stawu.
Taki skok oddziałuje na przyrodę, choćby na kaczki krzyżówki pływające po Czarnym Stawie,
a przeraźliwy krzyk, który zwykle towarzyszy takim wyczynom, nie mieści się w poważnym traktowaniu
przyrody. Może czas pomyśleć o Tatrach, a nie o sobie?”
30.03.2006 r. - Niedźwiedzie już wstały
Kilka ostatnich dni ciepłych dni w Tatrach nie pozostało bez wpływu na przyrodę tatrzańską. Budzą się
powoli z zimowego snu niedźwiedzie. Ślady łap zaobserwowali pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego
w okolicach Łysej Polany w Tatrach Wysokich oraz w Dolinie Kościeliskiej.
Jako pierwsze budzą się zazyczaj osobniki samotne, natomiast niedźwiedzice wraz z młodymi, które rodzą się pod koniec
zimy pozostają nadal w gawrze. Dzięki temu młode mogą być dobrze wykarmione pożywnym mlekiem matki.
Ślady niedźwiedzi obserwowano już wcześniej. np. w połwowie marca widziano ślady młodego niedźwiadka na odcinku
czerwonego szlaku pomiędzy Polaną pod Wołoszynem a Równią Waksmundzką.
W polskiej cześci Tatr żyje obecnie ok. 15 niedźwiedzi. Kilka lat temu jednemu z nich udało się załozyć obrożę
telemetyryczną, dzięki czemu można śledzić jego ruchy oraz badać jego zachowanie.
29.03.2006 r. - Atlas Tatr w przygotowaniu
Tatrzański Park Narodowy wraz z krakowskim oddziałem Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi przygotowuje
wydanie Atlasu Tatr, pozycji, która ma przedstwić obecny stan wiedzy o Tatrach.
Atlas Tatr ma się ukazać w 2010 r. Na początku marca odbyło się spotkanie Rady Programowej Atlasu.
Wydawnictwo jest kontynuacją Atlasu TPN, który został wydany w 1985 r. Przy jego tworzeniu brali udział wybitni naukowcy
związani z Tatrami. Obecnie powstała idea stworzenia dzieła, które obejmowałoby całe Tatry.
W skład Rady Programowej Atlasu, która czuwa nad całym przedsięwzięciem wchodzą min, pracownicy TPN, PTPNoZ,
słowackiego TANAP: prof. Jerzy Niewodniczański, prof. Adam Kotarba, prof. Stefan Skiba, prof. Zbigniew Mirek,
prof. Jan Olędzki, prof. Krystyna Piotrkowska, prof. Andrzej Manecki, dr Paweł Skawiński,
dr Zbigniew Krzan, dr Władysław Borowiec, dr Peter Fleischer, Peter Liska, Tomasz Vancura,
Maciej Antosiewicz oraz Stanisław Czubernat.
Altas będzie miał charakter mapowy, jednolity dla całych Tatr i zostanie w nim ujętych kilkadziesiąt warstw
tematycznych obejmujących środowsko przyrodnicze Tatr.
1.08.2005 r. - Pożar w Słowackich Tatrach Wysokich
Na wiatrołomach pozostałych po zeszłorocznym huraganowym wietrze w sobotę (30 lipca) po południu w o
kolicy Drogi Wolności między Tatrzańską Polanką a Szczyrbskim Jeziorem wybuchł pożar.
Początkowo ogień objął pięć hektarów, ale porywisty wiatr szybko rozprzestrzeniał go w stronę Nowego
Smokowca oraz na niezniszczone przez huragan lasy na południowych zboczach Sławkowskiego Szczytu.
Niestety, w rejonie Doliny Wielickiej i Sławkowskiego Szczytu, ogień dotarł do pasma kosodrzewiny.
Zamknięte do odwołania są wszystkie szlaki turystyczne w słowackich Tatrach. Na Słowacji obowiązuje
też całkowity zakaz wchodzenia do tatrzańskich lasów.
Huraganowy wiatr powalił setki hektarów lasów
na Słowacji w listopadzie ub. roku
Zawieszone zostały kursy kolejki szynowej Hrebienok. Wielki pożar, który doprowadził do decyzji o zamknięciu szlaków,
strawił już ponad 200 hektarów lasów. Wysokość płomieni dochodziła do 5 m. Pożar objął pas o długości ponad 3 kilometrów.
Gaszenie utrudniał niedostępny, wysokogórski teren, dlatego do akcji wysłano trzy śmigłowce i czołg gaśniczy.
Z powodu dużego zadymienia trzeba było ewakuować mieszkańców kilku domów. Do opuszczenia zagrożonego
rejonu polecono przygotować się także mieszkańcom kilku pensjonatów i sanatoriów. Na szczęście strażakom udało się opanować ogień.
Strażacy przypuszczają, że ogień zaprószył nieostrożny turysta; prawdopodobnie był to niedopałek papierosa.
Dodajmy, że to już 24 pożar, jaki wybuchł od początku roku na wiatrołomach po potężnej wichurze, która nawiedziła Słowację
w listopadzie.
Słowaccy strażacy już całkowicie ugasili pożar tatrzańskich lasów. Dzięki ulewnemu deszczowi ogień udało
się opanować, ale w poniedziałek rano strażacy nadal dogaszali pojedyncze ogmiska. Z płomieniami
walczono od soboty, a 3 sierpnia zdecydowano o odwołaniu stanu zagrożenia. Ogień po słowackiej stronie
Tatr pochłonął 230 hektarów lasów.
Ostatnie ogniska pożaru znajdowały się w trudno dostępnym terenie na zboczach Sławkowskiego Szczytu.
Strażacy docierali tam śmigłowcami i samochodami terenowymi, specjalnie wyciętymi w wiatrołomach duktami.
Straty materialne wstępnie szacuje się na pół miliona dolarów
29.07.2005 r. - Szczyt sezonu w Tatrach
W Tatrach pełnia turystycznego sezonu. Tłumy szturmują szczyty i przełęcze. Koło południa pod szczytem Giewontu tworzą się kolejki.
Codziennie w Tatry wyrusza kilka tysięcy turystów. Najwięcej z nich wybiera się nad Morskie Oko, do Doliny Kościeliskiej
oraz na Giewont. Pół kilometra od szczytu, w miejscu, gdzie zaczynają się łąńcuchy, tworzy się długa kolejka. Trzeba w
niej czekać nawet kilkanaście minut.
Warunki turystyczne w Tatrach są w miarę dobre. Szlaki są suche, jest dosyć ciepło. Tylko wysoko wciąż zalegają niebezpieczne
płaty starego śniegu, na które lepiej nie wchodzić.
We wtorek 19.07 w czasie wycieczki do Doliny Strążyskiej zemdlał 17-letni turysta z Włoszczowej.
Przybyli na miejsce ratownicy stwierdzili u niego odwodnienie spowodowane zatruciem pokarmowym i przewieźli go do szpitala.
W środę 20.07 z Pięciu Stawów do szpitala śmigłowcem przetransportowano Litwinkę, która doznała bolesnej kontuzji nogi.
We czwartek 21.07 do TOPR zadzwoniła turystka informując, że jest z bratem przy dolnej stacji wyciągu w Dolinie
Roztoki. Brat traci przytomność.
Na miejsce wypadku ratownicy polecieli śmigłowcem. Po desancie przy oczekującym na pomoc
mężczyźnie lekarz TOPR udzielił mu I pomocy.
Chory został umieszczony w noszach francuskich i wraz z ratownikami podebrany na długiej linie i
przeniesiony na lądowisko w Stawach. Stamtąd na pokładzie śmigłowca poleciał do szpitala.
Wieczorem do TOPR dotarła wiadomość, że samotny taternik, wspinający się na Kazalnicy, utknął pod
okapami, gdyż podczas zjazdu zakleszczyła mu się lina. Po nawiązaniu łączności z pechowcem
ustalono, że nie ma żadnej kontuzji i może w ścianie poczekać na pomoc do rana.
Następnego dnia wcześnie rano ekipa ratowników udała się ze sprzętem na Kazalnicę, gdyż
ze względu na kiepską pogodę nie można było użyć śmigłowca.
W zestawie Gramingera w ścianę został opuszczony ratownik, podebrał taternika i zwiózł
go do podstawy ściany. Trudna technicznie akcja ratunkowa zakończyła się przed godz. 14.00.
W niedzielę 24.07 znad Morskiego Oka przetransportowano śmigłowcem do szpitala 53-letniego turystę ze
Starego Sącza z podejrzeniem zawału serca.
W Tatrach na wszystkich szlakach jest sporo turystów. Trudno się dziwić, że zdarzają się kontuzje.
Ratownikom pozostaje tylko apelować o rozwagę, mniej pośpiechu, co można osiągnąć,
wychodząc w góry wcześnie rano, tak by przed zmrokiem dotrzeć do celu wycieczki lub powrócić na kwaterę.
7.07.2005 r. - Tatry zadeptane przez turystów (w oparciu o Gazetę Krakowską)
Z dnia na dzień wzrasta liczba turystów na tatrzańskich szlakach. Rozpoczyna się letni sezon turystyczny.
Z jednej strony górale cieszą się, że będzie można zarobić sporo pieniędzy, z drugiej przyrodnicy załamują
ręce nad dewastacją przyrody. Niestety, turyści zadeptują Tatry. Od kilku dni szlaki turystyczne przeżywają
prawdziwe oblężenie żądnych poznania gór przyjezdnych z całej Polski i Europy. Jak co roku, najtłoczniej jest
na drodze do Morskiego Oka. - Rzeczywiście, trasa z Palenicy Białczańskiej to swoisty rekord -
potwierdza Lesław Oprowski z Tatrzańskiego Parku Narodowego. - To chyba najbardziej zadeptywana część Tatr.
Inne - równie popularne rejony Tatr to doliny Kościeliska i Strążyska. Ta ostatnia to jedna z najpopularniejszych
tras na Giewont. - Teraz wchodzi do nas pół do tysiąca osób - informuje nas pan bileter. - Często zależy to od
pogody - jak świeci słońce automatycznie turystów jest więcej.
Niestety, taka liczba odwiedzających Tatry nie jest obojętna dla tatrzańskiej przyrody. Ruch turystyczny dosłownie
i w przenośni niszczy najbliższą okolice ścieżek i same szlaki. Niszczone jest kamienne utwardzenie ścieżki,
pobocza i ich okolica. Płoszona jest zwierzyna. Co gorsza nadal mimo wielu apeli wchodząc w Tatry
śmieci rzucamy gdzie popadnie. Codziennie wyspecjalizowane firmy zbierają tonę odpadów na szlakach.
Innym problemem jest bieganie "za potrzebą" do pobliskich krzaczków. Do ustawionych darmowych
przenośnych toalet albo jest za daleko, albo też kolejka zniechęca nas do korzystania z nich.
Szukamy więc ulgi w kosówce lub dyskretnie za drzewkiem. Dla przyrody ma to negatywne skutki.
Pośrednio zapewne i dla mieszkańców Podhala, którzy piją przecież wodę z ujęć z tatrzańskich potoków.
Jak się okazuje turyści nadal również nie do końca zdają sobie sprawę z trudów, jakie czekają ich na górskich
ścieżkach. We wspomnianej już dolinie Strążyskiej codziennie zdarzają się osoby, które chcą iść na Giewont w klapkach
lub eleganckim skórzanym obuwiu. Tych pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego często przestrzegają,
ale nie zawsze odnosi to skutek. Formalnie rzecz biorąc mogą tylko ostrzegać. Zatrzymywać na siłę nikogo się nie da.
1.07.2005 r. - Co z Sokołem? (w oparciu o PAP)
Po kilkumiesięcznych staraniach udało się zebrać brakujące ponad 2 mln zł, które Tatrzańskie Ochotnicze
Pogotowie Ratunkowe winne było fabryce w Świdniku za remont kapitalny śmigłowca Sokół. Naprawa
rozbitej w 2003 r. maszyny kosztowała 6 mln zł.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz zwiększył plan wydatków i teraz łączna
kwota dotacji z MSWiA dla TOPR, z przeznaczeniem na sfinansowanie remontu śmigłowca, wyniesie
1 mln 344 tys. zł - powiedział naczelnik TOPR, Jan Krzysztof.
Ponad 500 tys. zł dołoży na ten cel TOPR. Większość tej kwoty stanowią pieniądze przekazane pogotowiu
przez Tatrzański Park Narodowy, w formie części wpływów ze sprzedaży biletów wstępu w Tatry.
Kolejne 100 tys. zł pochodzić będzie z fundacji "Śmigło dla Tatr".
Dzięki temu sprawa uregulowania należności za remont śmigłowca zostanie załatwiona do końca
przyszłego tygodnia. W sprawie odsetek od zadłużenia będziemy jeszcze negocjować z fabryką
w Świdniku - dodał Jan Krzysztof.
Większość z 6 mln zł za remont śmigłowca zapłacono fabryce już przy odbiorze maszyny w lutym.
Pieniądze pochodziły przede wszystkim z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych,
część, głównie z ubezpieczenia rozbitej maszyny, dołożyło TOPR. Zakup nowego Sokoła kosztowałby ok. 20 mln zł.
Śmigłowiec TOPR uległ wypadkowi w Tatrach pod koniec stycznia 2003 r., uczestnicząc w akcji
na lawinisku pod Rysami, podczas poszukiwania ciał tyskich licealistów. Pilot zmuszony
był do awaryjnego lądowania po wyłączeniu się w krótkim odstępie czasu obydwu silników
maszyny. Prokuratura oskarżyła pilota o spowodowanie wypadku śmigłowca, ale sąd uniewinnił mężczyznę.
Pomimo deklaracji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe
wciąż jeszcze nie otrzymało z resortu pieniędzy, które pozwolą uregulować długi za remont śmigłowca sokół.
W czerwcu ministerstwo przeznaczyło 1 mln 344 tys. zł na opłacenie remontu śmigłowca sokół. Brakujące 656 tys. zł TOPR
pokryje ze środków pochodzących z akcji społecznej "Śmigło dla Tatr" oraz z pieniędzy pochodzących z biletów wstępu do
Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ratownicy mieli nadzieję, że problem długu uda się rozwiązać jeszcze w lipcu.
- Pieniędzy wciąż nie ma, ale dostaliśmy zapewnienie z ministerstwa, że w krótkim czasie pojawią się
na naszym koncie - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. - Podpisaliśmy już umowę i wysłaliśmy do
Warszawy. Ale to nie koniec naszych problemów ze śmigłowcem. Na pewno od 2007 roku będziemy
potrzebowali więcej pieniędzy na przeglądy. Mamy jednak nadzieję, że do tego czasu uda się wprowadzić
do budżetu ministerstwa stały wydatek związany z naszym "Sokołem".
11.05.2005 r. - Siwa w natarciu (info w oparciu o Tygodnik Podhalański
Niedźwiedzica, która w zeszłym tygodniu goniła turystę w Dolinie Strążyskiej- to Siwa. Jeszcze nie jest synantropem, ale już zatraciła
lęk przed człowiekiem. Planowano założyć jej obrożę telemetryczną , ale do tej pory nie udało się.
Dzięki obroży pracownicy Parku Tatrzańskiego cały czas mogliby kontrolować miejsce jej pobytu. Gdy zbliży się do szlaków,
będzie można taką trasę zamknąć lub odstraszyć mamę małych misów gumowymi kulami.
W zeszłym tygodniu turysta z Gdyni robił w Dolinie Strążyskiej zdjęcia małym misiom. Podszedł zbyt blisko,
a w krzakach młodych pilnowała mama. Niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za trusytą, który schronił się
na drzewie, a wcześniej skręcił nogę.
W zeszłym roku ta sama niedźwiedzica również z trzema małymi zamieszkała w Dolinie Kondratowej i
z tego powodu leśnicy zamknęli tamtejszy szlak.
16.03.2005 r. - Lawina za lawiną
W nocy z 9 na 10 marca dość duża lawina zeszła Siwarnym Żlebem ze stoków Wołoszyna. Przebiła się przez las i przewaliła się
nad i pod mostem przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Czoło lawiny zatrzymało się ok. 30 m poniżej mostu. Na drodze do Morskiego Oka powstał
wał o wysokości ok. 1 m. Z historii tego miejsca wynika, że poprzednia lawina zeszła tam w roku 1976, całkowicie odcinając
schronisko w Morskim Oku od świata.( kwartalnik Tatry, wiosna 2005)
Potężna lawina zeszła 13 marca po południu Żlebem Żandarmerii, tarasując drogę do Morskiego Oka. Czoło lawiniska
miało ok. 100 m szerokości i 6 m grubości i znajdowało się na Rybim Potoku.
TPN zamknął dla turystów drogę z Włosienicy do schroniska nad Morskim Okiem. Wędrowcy, którzy mimo czwartego
stopnia zagrożenia lawinowego zdecydowali się wybrać nad największe tatrzańskie jezioro, korzystają z wyznaczonego
niebieskimi tyczkami trudnego zimowego obejścia. Choć nikłe jest prawdopodobieństwo, że lawina mogła porwać turystę,
to - jak tłumaczy leśniczy z Morskiego Oka Krzysztof Cudzich - nie można wykluczyć, że ewentualna ofiara odnajdzie się
dopiero po roztopach. Jeszcze kilka dni później na 1,5-kilometrowy odcinek drogi schodziła lawina za lawiną
Śnieg zsuwał się ze wschodnich, silnie nasłonecznionych zboczy Opalonego - w ciągu godziny przed południem pracownicy
schroniska, ratownicy TOPR i leśnicy zaobserwowali z okna schroniska 4 lawiny, a jedną udało się nawet sfilmować.
Złą sytuację potęgował porywisty wiatr, który przenosił śnieg z miejsca na miejsce. To ruchome piaski - komentowano nad
Morskim Okiem.
W środę 16 marca kolejna wielka lawina zeszła z Marchwicznego Żlebu. Podmuch wstrząsnął
fundamentami budynku. Ze schroniska ewakuowano kilku turystów. Nikomu nic się nie stało. Nie ucierpiał też budynek,
ale zagrożenie było tak duże, że zarządzono ewakuację. Lawina przebiła taflę lodu na stawie, tworząć wielką falę, która wraz z
połamanymi krami, zerwała mostek na potoku wypływającym z Morskiego Oka i przesunęła
go kilkanaście metrów w dół. Turystów w tym czasie tam nie było, ponieważ szlak od kilku dni był zamknięty
właśnie ze względu na zagrożenie lawinowe.
19.02.2005 r. - Sokół znów w Tatrach
Po dwóch latach nieobecności, powrócił w Tatry należący do TOPR-u śmigłowiec Sokół.
TOPR podpisał umowę na odsługę Sokoła z firmą HELISECO ze Świdnika, nie chcąc już korzystać ze źle
układającej się współpracy z LPR-em. Przejął też heliport przy szpitalu. Śmigłowiec nie musi więc stać na
zaimprowizowanym lądowisku w okolicy siedziby TOPR-u. Nie zapłacono jeszcze całej kwoty za remont śmigłowca.
TOPRowi brakuje 2 mln zł. Czynione są starania o pozyskanie pieniędzy z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób
Niepełnosprawnych.
Za loty śmigłowca płacić będzie pośrednio TPN, gdyż na ten cel przeznaczona będzie część
wpływów z biletów wstępu na teren parku.
Wyremontowany śmigłowiec przystosowany jest do działań w górach. Posiada windę i
odpowiednie zaczepy do montowania lin do desantu lub działań ratowniczych na tzw. długiej linie.
Z pieniędzy zebranych w czasie akcji ,,Śmigło dla Tatr” zakupiono specjalistyczne wyposażenie medyczne.
Śmigłowiec będzie wyposażony tak, jak karetka reanimacyjna.
21.11.2004 - Z Kroniki TOPR
W niedzielę 21 listopada dwójka turystów wyjechała na Kasprowy Wierch. Mimo fatalnych warunków:
padającego śniegu, mgły i silnego wiatru i wysokiego stopnia zagrożenia lawinowego zdecydowała się
przejść granią do Przełęczy pod Kopą Kondracką.
Ok. 16.30 turyści zdecydowali się powiadomić TOPR, że znajdują się w okolicach
Suchych Czub Kondrackich i nie są w stanie iść dalej. Szlak był całkowicie zasypany, mgła, zapadający zmrok
a turystka zaczęła tracić siły i stanęła przed groźbą odmrożeń.
Z pomocą ruszyło 5 toprowców. Od Kalatówek zaczęły się duże zaspy śnieżne. Ze względu na zagrożenie lawinowe
ratownicy w okolicach Hali Kondratowej podchodzili granią Łopaty. W okolicach Suchego Wierchu Kondrackiego spotkali
zziębniętą dwójkę turystów, którą potem sprowadzili na Kalatówki i dalej skuterem śnieżnym odtransportowali do Zakopanego.
Tak więc w górach zaczęła się na zima na dobre. Ta przygoda dwójki turystów skończyła się jedynie na strachu, jednak
należy pamiętać, że południowe zbocza grani biegnącej od Przełęczy Świnickiej przez Kasprowy Wierch do Ciemniaka są bardzo
strome i lawiniaste.
20.11.2004 - Dzień Ratownika
Tym razem coroczny Dzień Ratownika był obchodzony w największym schronisku
w Tatrach Polskich w Dolinie Chochołowskiej. Zwykle świętowano go w Morskim Oku,
ale w tym roku zabrakło tam miejsca.
Po mszy świętej i krókim walnym zebraniu ropoczęło się przyrzecznie. Na ręce naczelnika
TOPRu Jana Krzysztofa złożyło przyrzeczenie 16 kandydatów: Stanisław Bobak, Jarosław Caban,
Mateusz Dembiec, Marcin Firczyk, Bartłomiej Gąsienica-Józkowy, Klemens Gąsienica-Mracielnik,
Rafał Guziak, Michał Kulig, Jędrzej Malinowski, Paweł Nadybal, Przemysław Pawlikowski, Jakub
Poburka, Grzegorz Przepiórkowski, Andrzej Stopka, Stanisław Styrczula i Bogdan Zięba.
Słowa przysięgi ułożone jeszcze za czasów założyciela TOPRu Mariusza Zaruskiego brzmiały:
Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę na każde wezwanie naczelnika
lub jego zastępcy, bez względu na porę roku, dnia i stan pogody stawię się w oznaczonym
miejscu i godzinie.
Obchody Dnia Ratownika uświetnił występ uczniów ze Szkoły Podstawowej w Murzasichlu, przedstawiający
scenki z początków ratownictwa. Szkoła ta jako pierwsza otrzymała imię Ratowników Tatrzańskich.
Sami kandydaci również wystąpili, odtańcowując zbójnickiego z czekanami zamiast ciupag.
Cała impreza trwała do rana.
Naczelnik TOPRu Jan Krzysztof twierdzi, że grupa młodych chłopaków, gruntownie wyszkolona
znacznie wzmocni siły Pogotowia.
19.11.2004.- Katastrofa pogodowa w Tatrach Słowackich
- Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem - mówi jeden z robotników leśnych w okolicach Maltar patrząc na to co pozostało z lasu.
Całe kilometry połamanych i powyrywanych z korzeniami drzew.
- To dopiero początek, zabaczycie jak wygląda Smokowiec, Wyżnie Hagi, Szczyrbskie Jezioro, Podbańska - dodaje.
Piątek 19 listopada 2004 na długo zapisze się w historii Tatr. Wiejący w ten dzień silny północny
wiatr omijając Tatry Wysokie i spadając z południowych zboczy rozpędził się do olbrzymich prędkości.
Z potężną siłą uderzył w strefę lasów na wysokości 1200 m n.p.m. Prędkość wiatru dochodziła do 170 km/h.
W ciągu 3 h położył on drzewa w strefie o szerokości 3 km i długości 60 km. Rejon wokół Tatr do piątku porośnięty gęstym lasem
od Podbańskiej przez Szczyrbskie Jezioro, Wyżnie Hagi, Nową Polankę, Stary Smokowiec, Tatrzańską Łomnicę do Maltar jest pusty
i zdewastowany.
Teraz drzewa z góry wygladają
jak po uderzeniu meteorytu tunguskiego. Stare 80 - 120 letnie drzewa zostały przewrócone jak zapałki w jednym kierunku:
z północy na południe.
Wichura powaliła 12 000 ha lasu, w sumie 2,5 mln m
3drzew, co stanowi 90% wyrębu całej Słowacji
w ciągu roku. Poza Tatrami ucierpiała część Orawy i górnego Hronu. Natomiast w okolicach Wyżnich Hag
Droga Wolności, prowadząca wokół Tatr została zablokowana na odcinku 4 km, przez olbrzymi, 6 m wysokości zator.
Po 50 h zdołano dotrzeć do ośrodka leczenia chorób płuc, również koło Wyżnich Hag, gdzie pacjenci i lekarze pozostawali odcięci od świata zawaleni
połamanymi drzewami.
"To narodowa katastrofa. Tatry są perłą Słowacji i to, co się stało, to tragedia. Nie tylko dla Tatr, ale i dla całej Słowacji" - mówił
burmistrz rejony Vysoke Tatry Jan Mokosz.
Wg ministra ochrony środowiska została zniszczona tak wielka ilość drzew, że zastąpienie ich nowymi sadzonkami zajmie od
5 do 7 lat.
Minister rolnictwa wydał zakaz wchodzenia do lasu, ze względu na groźbę złamania się kolejnych drzew.
Dwa dni po katastrofie w wielu miejscowościach podtarzańskich nadal nie było prądu
Na razie wiadomo o dwóch ofiarach, jedną jest mieszkaniec Tatrzańskiej Łomnicy, który zginął w swoim samochodzie
przygnieciony przez spadające drzewa.
Drugą ofiarą był czeski turysta w Tatarch Niżnich, który wraz z dwójką innych turystów szedł po grani. Podmuch zepchnął go do
Doliny Kumsztowej, gdzie poniósł śmierć.
Drzewa również zalegają na trasach narciarskich, co może spowodowac opóźnienia w otwarciu sezonu narciarskiego.
Ostatnie silne wiatry nawiedziły Słowację w 1981 r. Wtedy wiatr też łamał drzewa, ale to nie był kataklizm. Wtedy uprzątanie
szkód zajęło 7 lat.
W 1915 r. podobny obszar nawiedziła także nawałnica, ale straty nie były nawet w połowie tak wielkie jak teraz.
Zobacz zdjęcia na słowackich stronach:
zdjęcia
22.03.2004 - Nie będzie nowych przejść granicznych w Tatrach
Polsko-Słowacka Komisja Międzyrządowa ds. Współpracy
Transgranicznej przygotowuje porozumienie pomiędzy Polską i Słowacją w sprawie
zasad poruszania się po szlakach nadgranicznych oraz zasad ich utrzymywania.
Jedynym przejściem granicznym w górach, będzie istniejące już przejście graniczne na
Rysach.
Przed wojną Polacy licznie przechodzili na południową stronę Tatr przez Liliowe,
Ciemne Smmreczyny, Dolinę Hlińską do Popradzkiego Stawu i Szczyrbskiego Jeziora lub
przez Liliowe, Zawory, Dolinę Koprową na Krywań, czy przez Liliowe, Ciemne Smreczyny, Wrota
Chałubińkiego do Morskiego Oka i dalej przez Rysy na Wysoką.
Dzisiaj możemy te czasy wspominać ze łzą w oku, czytając o tym np. "W stronę Pysznej"
Zielińskiego. Po drugiej wojnie światowej wiele szlaków zostało zamkniętych, szlak przez
Liliowe uznano dodatkowo za szczególnie zagrożony lawinami.
Przez pewien czas nie pozwalano także turystom chodzić szlakami wzdłuż granicy, np. na
Czerwonych Wierchach oraz niektórymi szlakami do niej dochodzącymi.
Jednak po zniesieniu tego zakazu nie wolno już było przekraczać granicy w górach.
Jedynym wyjątkiem był Kasprowy Wierch, gdzie przez krótki czas istniał posterunek WOP.
Później nastąpił okres dalszego zamykania szlaków; na polecenie WOP zlikwidowano szlak
nadgraniczny z Polany Stara Roztoka przez Wantę do Morskiego Oka. Część szlaków zniknęła
ze względu na powstanie parków narodowych po obu stronach Tatr. Przykładem może byc czerwony
szlak na Gładką Przełęcz w Dolinie Pięciu Stawów, który zamknięto w latach 60-tych.
Obecnie turyści chcący dostać się w Tatry Słowackie muszą korzystać z przejść granicznych
w Łysej Polanie, Chyżnem i Chochołowie-Suchej Horze lub w okresie letnim z
górskiego przejścia graniczngo na Rysach.
W ostatnich latach wiele mówiono o negocjacjach prowadzonych ze stroną słowacką w sprawie
otwarcia nowych górskich przejść granicznych. Podczas spotkań przedstawiciele Polski i
Słowacji brali pod uwagę Kasprowy Wierch, Tomanową Przełęcz, Jarząbczy Wierch, Wołowiec
i Bobrowiecką Przełęcz a także Molkówkę leżącą poza granicami Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Analizowano gęstość szlaków oraz natężenie ruchu turystycznego.
Szukano miejsc, gdzie po obu stronach granicy istnieje duże podobieństwo pod tym wzlędem.
Propozycja Molkówki została odrzucona, ponieważ leży na terenie korytarza ekologicznego.
Zwierzęta migrują nim z okolic Magury Witowskiej w kierunku Babiej Góry. Przeciwko temu przejściu
przemawia również brak szlaku po stronie słowackiej.
Bobrowiecka Przełęcz nie nadaje się na przejście graniczne, gdyż istnieje duża dysproporcja w
ruchu turystycznym po polskiej i słowackiej stronie granicy. Tereny słowackie są dzikie, gdzie
rzadko zapuszczają się turyści, a dodatkowo stanowią one ostoję wilka i rysia.
Wołowiec spełnia wymagania związane z równomiernym natężeniem ruchu, jednak Słowacy się nie
zgodzili na założenie tam przejścia.
Jarząbczy Wierch odpada, ze względu na zbyt dużą wysokość - agumentuje komisja.
Wygląda na to, że celnicy na wysokości 2137 m n.p.m. muszą korzystać już z masek tlenowych,
na które zabrakło środków. Wg mnie duża wysokość to argument dość słaby, stoi raczej za
tym brak dobrych chęci.
Tomanowa Przełęcz zaś, była w dawnych czasach dogodnym szlakiem handlowym i przemytniczym na
Liptów.
Korzystali z niego uciekinierzy w czasach wojen i powstań. Jednak komisja twierdzi, że czas
podejścia od strony Polskiej (z Kir) zabiera ok 3 h, ze strony słowackiej (z Podbańskiej)
ok. 6-7 h. Komisja ocenia sumaryczny czas wycieczki w jedną stronę na 10 h, co jest
czasem zbyt długim. Istnieją prawdopodobnie obawy, zwiększenia ilości turystów powracających
nocą przez Dolinę Tomanową Liptowską i spotkania się z jednym z dwóch niedźwiedzi, które tam
występują. Poza tym tereny te są ostoją świstaka i kozic, co dyskwalifikuje Przełęcz Tomanową.
kasprowy wierch został wykluczony ze względu na znaczną dysproporcję w ruchu turystycznym. Po polskiej
stronie dociera tam ok. 1500 turystów, natomiast w Dolinie Cichej wędruje kilku turystów dzienne.
Komisja polsko-słowacka zajmuje się ponadto uporządkowaniem kwestii poruszania się i remontów
szlaków granicznych. Okazuje się, że 80% szlaków biegnie po stronie słowackiej nawet do 200 m
w głąb terytorium. Do tej pory szlaki te były remontowane tylko przez TPN dlatego, że strona
polska generowała niemal 100% ruchu turystycznego. TPN nie zamierza się z tego wycofać, chce
jednak usakncjonować prawnie tego typu działania. Dawniej wydawnie pieniędzy TPN poza granicami
Parku i w dodatku na terenie innego państwa było niezgodne z prawem. Dodatkowo takie
porozumienie umożliwi uzyskanie dotacji z Unii.
TPN zamierza w najbliższym czasie wyremontować odcinek szlaku z Kasprowego na Beskid. W przeszłości
ten 800 metrowy odcinek scieżki miał szerokość 1 m, dzisiaj 20 m. Pieniądzę na remont i
korektę szlaku pokryją Polskie Koleje Linowe za użytkowanie Kasprowego Wierchu.
19.03.2004 - Obudził się pierwszy niedźwiedź w Tatrach
Zwierzę od kilku dni spaceruje
w rejonie jednej z popularnych dolin reglowych w Tatrach Zachodnich. Ostatnio widziany był
w rejonie Doliny Kościeliskiej.
Według dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego Pawła Skawińskiego, tropy obserwowane
przez pracowników parku wskazują, że przebudzony niedźwiedź to prawdopodobnie bardzo
duży samiec.
Nie należy się do zwierzęcia zbiliżać, karmić go ani fotografować.
- Obudzony osobnik kręci się w jednej z dolin reglowych, zostawiając ślady na śniegu.
Identyfikujemy niedźwiedzie po wielkości łap, a ten ma rozmiar między 24 a 26 cm.
To bardzo duży osobnik. Wszystko wskazuje na to, że jest to samiec. Świadczyć o tym może
również fakt, że porusza się samotnie - powiedział dyrektor Skawiński.
Dodał, że niedźwiedzice, które mają tegoroczne młode, oraz samice, opiekujące się
rocznymi niedźwiadkami, będą aktywne dopiero na przełomie kwietnia i maja.
W ostatnich dniach w Tatrach ociepliło się, w partiach reglowych temperatura powietrza
w dzień jest już na ogół dodatnia. Wciąż jednak w górach leży sporo śniegu - od około
30 do 145 cm.
W całych Tatrach bytuje około 50-60 niedźwiedzi brunatnych, a po polskiej stronie
tych gór mieszka ok. 15 osobników
19.03.2004 - Zmiana zasad zamykania szlaków w Tatrach
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zamierza w przyszłości odejść od dotyczasowego
systemu zamykania szlaków w związku zagrożeniem lawinowym. Ratownicy twierdzą, że zakazy
wystawiane w górach są nieskuteczne. Jedną z przyczyn takie stanu rzeczy był brak nadzoru
nad znakami. Nie należało do rzadkości spotkanie podrdzewiałych tablic informujących
o zagrożeniu lawinowym w czerwcu, kiedy po śniegu nie było juz śladu. Trudno się spodziewać,
żeby ludzie nie ignorowali takiego sytemu znakowania.
Naczelnik TOPR, Jan Krzysztof zamierza zastąpić obecny system zakazów systemem ostrzegania,
połączonym z intensywną kampanią edukacyjną turystów. Chodzi o to, aby każdy wchodzący
na szlak człowiek brał na siebie odpowiedzialność. Zamykanie i otwieranie szlaków daje
ludziom złudne poczucie bezpieczeństwa, bo szlak otwarty uważają za bezpieczny. Kiedy jest
śnieg lawina może zejść zawsze, nawet przy otwartym szlaku.
Dyrektor TPN, Paweł Skawiński uważa, że ostrzeżenia są bardziej skuteczne od najsurowszych
zakazów.
Tego typu system stosuje sie już na świecie, jednak skuteczne jego wprowadzenie na polski grunt
będzie wymagało czasu i wieloletniej edukacji społeczności górskiej.
16.02.2004 - Zagrożenie lawinowe w Tatrach - dostępne tylko dolinki reglowe
Kilka dni opadów śniegu w Tatrach zwiększyło znacznie zagrożenie lawinowe. Dzis TOPR
ogłosił 4, czyli duży stopień zagrożenia lawinowego. Prawdopodobieństwo zejścia lawiny istnieje
już przy małym obciążeniu dodatkowym na większości stromych stoków. Możliwe jest również samorzutne
schodzenie średnich i dużych lawin. Zamknięte są wszystkie szlaki turystyczne powyżej schronisk oraz
kilka innych szlaków, gdzie niebezpieczeństwo zejścia lawin jest znaczne. Min. cała Dolina Roztoki od
Wodogrzmotów Mickiewicza do Dol. 5 Stawów. Więcej informacji znajdziesz na stronach TPN i TOPRu.
6.02.2004 - Zakończenie konkursu internetowego "Bezpieczne Tatry" i wręczenie nagród
Konkurs rozpoczął się 3 listopada. Przez prawie 3 miesiące codziennie na stronie
http://bezpieczne.tatry.pl/ ukazywały się
pytania dotyczące głównie bezpieczeństwa turysty w Tatrach. Poziom trudności pytań konkursowych
był bardzo zróżnicowany; od pytań o to, czy turysta wybierający się do jaskini powinien być
wyposażony w latarkę do pytań o okoliczności pierwszego wykorzystania śmigłowca do zadań
ratowniczych w Tatrach, czy uprawnień przewodnika IVBV.
Konkurs został zorganizowany przez TOPR, TPN i Urząd Miasta Tychy. Celem jego było
zwiększenie poziomu wiedzy z dziedziny bezpieczeństwa w Tatrach. Jeżeli w jego wyniku
uda się uratować choćby jedno życie ludzkie, to praca włożona w jego zorganizowanie miała
sens.
Splendoru całej akcji dodali chojni sponsorzy. Do zdobycia było kilkanaście atrakcyjnych
nagród ufundowanych przez Radio RMF, Alpinus, Urząd Miasta Tychy oraz TPN.
Do udziału w konkursie zarejestrowało się 916 osób.
Najlepsi uczestnicy - a było ich czworo - odpowiedzieli na 88 pytań z 91 zadanych.
Są to w kolejności alfabetycznej: Maciej Dambski - Paryż (Francja), Kinga Kokoszka -
Kraków, Małgorzata Ociepińska - Jaworzno i Jan Rakowicz - Konin.
O jeden punkt mniej (87) zgromadziły trzy osoby. Są to: Piotr Budzyna - Gliwice,
Kaja Jurek - Falsztyn i Mariusz Kotas - Kraków. Trzecie mniejsce (86 punktów) uzyskali
Bartłomiej Bochnak - Rabka i Dagmara Jurek - Falsztyn.
29.01.2004 - Śmierć czwórki grotołazów w lawinie w Małej Świstówce
Anna Antkiewicz wraz z grupą grotołazów z Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK Nowy Sącz "Beskid"
zamierzała zejść do Jaskini Małej. 51-letnia Antkiewicz, była doskonałym kierownikiem wyprawy,
ponad rok temu
dokonała sensacyjnych odkryć wielkich korytarzy w Jaskini Małej. Tym razem chciała prowadzić
dalszą eksplorację w warunkach zimowych kiedy ilość wody w jaskini jest najmniejsza. Otwierają się
wtedy nowe możliwości eksploracyjne, których nie można oczekiwać w innych porach roku.
Kilka dni wcześniej otrzymała w TPNie zezwolenie na wejście do Jaskini Małej. Takie wyjścia są bowiem
reglamentowane, nie każdy turysta może tam się wybrać.
- Ale Antkiewicz była doświadczona. Otrzymała zezwolenie, przecież tatrzańska
speleologia tak wiele jej zawdzięcza - mówi Zbigniew
Ładygin z Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Kilka dni przed tragedią w Tatrach utrzymywał się wysoki - trzeci stopień zagrożenia lawinowego.
Kiedy pokrywa śniegowa się utrwaliła, TOPR ogłosił drugi stopień. Należy pamiętać, że nadal
na stromych stokach możliwe było wyzwolenie lawiny. Wtedy Antkiewicz zdecydowała się na wyprawę
wejścia jaskini.
W środę wyszła w góry z trójką przyjaciół: Magdą J., Danielem R. i Piotrem T. Mieli tylko
przetrzeć drogę do jaskini. Samo wejście i eksplorację grupa zaplanowała bowiem na czwartek.
W miejscu zakwaterowania w Zakopanem podali, że zamierzają wrócić późnym wieczorem w środę.
Kiedy się nie pojawili, a ich telefony komórkowe nie odpowiadały, pozostali w Zakopanem
grotołazi zaalarmowali TOPR. W czwartek o świcie w rejon Jaskini Małej w pobliżu Doliny
Kościeliskiej wyruszyli pierwsi ratownicy. W żlebie Małej Świstówki odkryli lawinę.
Wszystko wskazywało na to, że zeszła poprzedniego dnia. Tuż po godz. 8 rano ratownicy
znaleźli pierwsze ciało, a także plecaki pozostałych grotołazów. Była jeszcze nadzieja,
że pozostała trójka żyje.
W rejon lawiniska w żlebie Małej Świstówki śmigłowiec Mi-2 Lotniczego Pogotowia Ratunkowego
przetransportował kolejnych ratowników TOPR i leśników TPN. Własnym śmigłowcem dotarli
ratownicy słowackiej Horskiej Zachrannej Służby. W sumie na lawinisku pracowało ok.
60 osób z 14 psami lawinowymi. Metr po metrze przy pomocy sond - kilkumetrowych cienkich
prętów - przeszukiwali lawinisko szerokie na ponad 50 metrów i długie na blisko kilometr.
Po godz. 13 pod śniegiem natrafili na trójkę grotołazów. Wszyscy nie żyli.
Ciała były bardzo pokiereszowane, musiały spadać kilkaset metrów.
30.12.2003 - zgubiony szlak na Hali Gąsienicowej
Grupa turystów schodzących z Karbu w kierunku Stawków Gąsienicowych zgubiła szlak
i na skróty próbowala dotrzeć do Murowańca. Jednak walka z zapadającym się śniegiem
przy krzakach kosówki znacznie ich wymęczył. Zdecydowali się wezwać pomoc. Toprowcy
dotarli do turystów na nartach i potem asekurowali ich do szlaku. Cała przygoda
zakończyła się szczęśliwie w Murowańcu ok. 19.00.
28.12.2003 - huraganowe wiatry o mało nie doprowadzają do tragedii
Po świętach siła wiatru w Tatrach zaczęła gwałtownie wzrastać, osiągajac
w porywach prędkość 144 km/h. 28 grudnia w kierunku Jaskini pod Wantą w Tatrach
Zachodnich szła grupa grotołazów. Podczas trawersowania Szarego Żlebu
gigantyczny podmuch zepchnął jednego z grotołazów w dół. Przeleciał 20 m i
uderzył w półkę skalną łamiąc nogę. Ratownicy TOPR zostali wezwani przez
telefon komórkowy. Po udzieleniu pomocy transportowano grotolaza w ekstremalnych
warunkach. Cała akcja zakończyła się ok. 21.00.
W czasie, kiedy trwała akcja w Tatrach Zachodnich, Centrala TOPR otrzymała kolejne
wezwanie. Tym razem od dwójki turystów schodzących ze Świnicy. Chłopak z dziewczyną
przy huraganowym wietrze, gęstej mgle zgubili szlak. Udało im się jednak znaleźć
słupek graniczny, po podaniu toprowcom jego numeru udało się ustalić, że są na
wierzchołku Pośredniej Turni. Ratownicy z Gąsienicowej wyruszyli na Liliowe, by
dalej granią dotrzeć do zagubionych. Wicher jednak był tak porywisty, że na Liliowem
zdmuchnął ratowników z grani. Każda kolejna próba wyjścia zza grani kończyła się
niepowodzeniem. Trzeba było dać za wygraną. Kolejna grupa toprowców próbowała
dotrzeć do oczekujących pomocy od strony Przełęczy Świnickiej. Turyści jednak
poinformowali przez telefon komórkowy, że wzmagający się wiatr porwał im plecaki
i śpiwory i zaczynają się wychładzać. Ratownicy poradzili im, że muszą zacząć
schodzić do Doliny Cichej, gdzie siła wiatru jest mniejsza.
Ok. godz. 21.40 grupa ratowników z Horskiej Zachrannej Slużby podchodząca od strony
Doliny Cichej napotkała zmarzniętych i zmęczonych turystów. Całe zdarzenie miało
szczęśliwy finał na przejściu granicznym w Łysej Polanie.
Później okazało się, że prędkość wiatru mierzona na Kasprowym Wierchu dochodziła
do 216 km/h.
5.12.2003. - Jesienne liczenie kozic
O 6.00 rano po obu stronach Tatr zaczęła się akcja jesiennego liczenia kozic. W Tatry
wyruszyło ok. 40 osób w 36 rejonów po polskiej stronie Tatr i odpowiednio więcej po
stronie słowackiej. Po naszej stronie naliczono w sumie: 116 sztuk (w lipcu 2003 roku
90 sztuk): w tym 46 kóz, 23 capy, 8 koźląt w wieku do 2 lat oraz 15 sztuk
nie rozpoznanych.
Po stronie słowackiej zliczono 250 sztuk, w tym: 36 koźląt do jednego roku.
po odjęciu kozic, które zliczono dwukrotnie, otrzymano wynik 345 kozic, w tym 54
koźlęta do jednego roku. Wynik ten jest dość optymistyczny, biorąc pod uwagę, że dopiero
niedawno ogólna liczba kozic przekroczyła 300. Niestety nie każde z koźląt przetrwa zimę
2003/2004.
22.11.2003 - Przełęcz Pyszniańska w Tatrach zachodnich
Niecały miesiąc później miał miejsce kuriozalny wypadek. Trójka turystów szła od
Przełęczy Tomanowej do Przełęczy Pyszniańskiej. Poruszali się z czekanami w rękach,
ale bez raków. Nie założyli ich również, kiedy trawersowali stromy, zalodzony żleb w
rejonie Kamienistej. Dwóch chłopaków przeszło asekurując się jedynie czekanem.
25-letnia Ola z Sosnowca przechodząc poślizgnęła się i zaczęła pędzić żlebem w dół.
Nie pomogły próby hamowania czekanem. Dziewczyna poniosła śmierć w dolnej części żlebu.
Ola stała się niepotrzebną ofiarą lenistwa, lub myślenia "inni nie zakładają raków,
to ja też nie zakładam". Kolejnym powodem nieszczęścia był prawdopodobnie brak
szkolenia w posługiwaniu się rakami i czekanem.
26.10.2003 - Znów Kozi Wierch pokazał zęby
Kolejny dzień, niedziela, był też pechowy, choć nie tak tragiczny. Tym razem
24-letni mieszkaniec Warszawy miał raki, ale nie miał czekana. W górnej części
żlebu w południowym zboczu KOziego, turysta zaczepił prawdopodobnie jednym rakiem
o drugi i nie mając czym hamować zjechał w dół. Szczęśliwie zatrzymał się kilka
metrów powyżej progu skalnego. Ratownicy TOPRu po dowiezieniu śmigłowcem Mi-2 nad
brzeg Wielkiego Stawu i dojściu do niego piechotą stwierdzili liczne złamania,
ogólne potłuczenia, choć zachował przytomność. Transport turysty odbywał się na
noszach francuskich, po wcześniejszym obłożeniu pakietami grzewczymi do Wodzogrzmotów
Mickiewicza.
W tym przypadku, brakowało czekana i treningu w technice poruszania się w rakach.
25.10.2003 - sobota okazała się tragiczna dla dwóch 22-latków
Brak raków i czekana przyczynił się również do kolejnych dwóch tragedii.
Pierwsza z nich miała miejsce na szlaku zejściowym ze Skrajnego Granata.
Pod samym wierzchołkiem poślizgnął się i runął w dół 22-letni mieszkaniec
Raciborza. Zjechał stromym żlebem, gdzie zalegał zlodowaciały śnieg ok. 600 m,
ponosząc śmierć na miejscu. Jeszcze nie zakończył się transport zwłok spod
Skrajnego Granata, kiedy do ratowników dotarło zgłoszenie z Kościelca. Jeden
z dwóch turystów schodzących z Kościelca, niedaleko Karbu poślizgnął się
i zniknął swojemu koledze z oczu. Okazało się, że przeleciał przez dolną cześć
zachodniej ściany Kościelca do Doliny Gąsienicowej, ponosząc śmierć na miejscu.
Pechowcem okazał się 22-latek z Andrychowa, także nie posiadający ani raków
ani czekana.
23.10.2003 - Czarny szlak z Doliny 5 Stawów na Kozi Wierch
21-letni turysta z Warszawy wyszedł ze schroniska w Dolinie
5 Stawów z zamiarem wejścia na szczyt Koziego Wierchu.
Szlaki były śliskie i pokryte śniegiem. Turysta nie miał ani raków
ani czekana (ups!!). W górnej części szlak trawersuje żleb i tam
właśnie doszło do tragedii. Turysta się poślizgnął i zjechał żlebem ok.
200 m, uderzając po drodze o wystające kamienie i głazy.
TOPR został zawiadomiony ok. 13.15, jednak ze względu na trudne
warunki atmosferyczne nie można było użyć śmigłowca. Ratownicy musili
iść piechotą od Wodogrzmotów Mickiwicza, na miejsce dotarli ok. godz. 16.00.
Pechowiec był wychłodzony, miał słabą akcję serca, urywany oddech. Lekarz
natychmiast przystąpił do akcji reanimacyjnej. Po ok. 2 h turysta był już
w karetce reanimacyjnej przy Wodogrzmotach. Niestety trud 22 ratowników
poszedł na marne, gdyż nieszczęśnik zmarł w szpitalu po kilkudniastu
dniach nie odzyskawszy przytomności.
Jak wąska jest granica między życiem i śmiercią? Czasem jest to cena 250 zł
wydana na raki.
13.10.2003 - Świnica pochłania kolejną ofiarę
Słoneczna pogoda i znakomita widoczność potrafi uśpić czujność
turystów. W dniu, w którym spod Krokwi wystartowały dwa balony korzystajc
z korzystnych warunków atmosferycznych, dokonując przelotu nad Tatrami,
na czerwonym szlaku ze świnicy na Zawrat doszło do tragedii. Z
oblodzonego trawersu Gąsienicowej Turni spadł 42-letni turysta z Legnicy.
Po 150 m lotu spadł na skały nad Zadnim Stawem ponosząc śmierć na miejscu.
Turysta nie miał ani raków ani czekana. W takich warunkach wyjście bez
sprzętu jest błędem, nawet kiedy w dolnych partiach szlaki nie wymagają
jego użycia.
Archiwum 10.2002 - 07.2003