Ciekawostki z Tatr

Czy w Tatrach istnieją dzisiaj lodowce?

Kotlina Miedziana - widok z Doliny Jagnięcej Po ostatniej epoce lodowcowej, jakieś 10 – 11 tys. lat temu w Europie nastała, trwająca do dnia dzisiejszego, epoka holocenu, charakteryzująca się znacznym ociepleniem klimatu. Lodowce tatrzańskie zaczęły ustępować, jednak ocenia się, że w wyższych kotlinach mogły zalegać jeszcze jakieś 8500 lat temu.
W ramach samego holocenu występowały na przemian okresy ocieplenia i ochłodzenia. Ostatnim okresem ocieplenia było tzw. średniowieczne optimum klimatyczne trwające od ok. 800 – 1300 r n.e. Po nim nastąpiła Mała Epoka Lodowa, trwająca od ok. 1300 – 1850 r. W okresie tym na całej półkuli północnej nastąpił spadek średniej temperatury rocznej o ok. 1 st.
W górach miał miejsce wówczas przyrost masy lodowców, tzw. transgresja.
Również w Tatrach pojawiły się lodowczyki, niewielkie obszary pokryte śniegiem i lodem, które nie zdążyły się stopić w ciągu lata.
Po roku 1850 nastąpiło kolejne ocieplenie klimatu, trwające do dnia dzisiejszego. Mimo tego w niektórych wyższych położeniach lodowczyki przetrwały do dnia dzisiejszego...

W głębokiej i zacienionej Miedzianej Kotlinie, u stóp Łomnicy i Durnego Szczytu znajduje się duże pole firnowe rozciągające na wysokościach 1850 – 2200 m. Jest to największy obszar firnowo-lodowy w całych Tatrach. Jego długość wynosi ok. 600 m, szerokość 30 – 150 m. W swoim minimum rocznym, czyli pod koniec okresu ablacyjnego (topnienia) jego powierzchnia waha się od 2 do 3 ha, a objętość jest szacowana na 150 000 m3.
Obszar ten leżący poniżej granicy wiecznego śniegu (w Tatrach wynosi ona 2200 m n.p.m.) zwany jest przez niektórych badaczy lodowczykiem, a przez innych śnieżnikiem, ze względu na to, że jest zasilany nie z opadów atmosferycznych lecz głównie z lawin spadających z okolicznych szczytów.

W historii po raz pierwszy wspomniano o nim w XVIII w., jednak dopiero w roku 1839 badania Ludwika Zejsznera wskazały na jego lodowcowy charakter.
Później w latach dwudziestych XX w. dyskutowano możliwość istnienia w Tatrach współczesnych lodowców (A. Gadomski – Lodowce i wieczne śniegi tatrzańskie, 1925).
Do tematu powrócono w latach 50-tych (J. Ksandr - Jsou ve Vysokých Tatrách ledovce? Krásy Slovenska, 1954, F. Vitásek - Snežná čára ve Vysokých Tatrách, Geografický časopis, 1956), a także w latach 70-tych (I. Houdek, I. Bohuš - Osudy Tatier, 1976).
Od 1992 r. lodowczyk jest objęty monitoringiem terrofotogrametrycznym (czyli metodą badawczą polegającą na odtwarzaniu kształtów obiektów, ich wzajemnego położenia na podstawie zdjęć naziemnych).
Badaniem tego obszaru zajęli się między innymi dwaj polscy glacjolodzy: Bogdan Gądek i Andrzej Kotyrba.
Okazuje się, że wytworzył on dwie moreny przednio-boczne, przy czym jedna z nich powstała w Małej Epoce Lodowej (lata 1300 – 1850).
Pomiary lodowczyka w październiku 2002 r. wykazały jego grubość od ok. 8 m w okolicach szczeliny brzegowej, 18 m w części centralnej i ok. 20 m w okolicach jego czoła.
(źródło: Bogdan Gądek, Andrzej Kotyrba, 2007)

Bańdzioch z Lodowczykiem Mięguszowieckim Największy lodowczyk w Tatrach polskich występuje w Bańdziochu (Kotle Mięguszowieckim), w linii spadku Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem, w obszarze wysokości 1973 – 2035 m n.p.m. Jego rozmiary zmieniają się z każdym rokiem zależnie od temperatur i opadów. Tak więc w 1982 r. zajmował on powierzchnię 0,62 ha (136 m szer. i 94 m dł.), w roku 1999 tylko 0,47 ha (106,5 szer. i 81 m dł.). W latach obfitszych w śnieg łączy się on z mniejszym polem firnowym zalegającym pod Mięguszowieckim Szczytem Pośrednim.
Średnie nachylenie lodowczyka wynosi 35 st. W górnej jego części wytworzyła się typowa szczelina brzeżna o głębokości 32 m. Pod nim samym wytopiony jest tunel o zmiennej długości, od 66 do 94 m.
Jest on zasilany w śnieg w 80% z lawin i zsypów śnieżnych, a tylko w 20% z opadów atmosferycznych. Tak więc uzasadnione jest użycie przez niektórych badaczy nazwy: Śnieżnik Mięguszowiecki.
Wykazuje on nieznaczny ruch na poziomie 0,6 – 0,8 m/rok. Wiek najstarszych warstw lodowczyka szacuje się na 100 – 150 lat. Tyle właśnie wynosi całkowity okres wymiany jego masy.
W dniach 12 – 27 lipca 2000 r. dwóch, wspomnianych wcześniej, polskich glacjologów: Bogdan Gądek i Andrzej Kotyrba dokonało pomiarów radarowym zestawem SIR2 stosując metodę refleksyjną. Maksymalną miąższość lodu stwierdzono na odcinku 40 m wzdłuż profilu podłużnego. Wynosiła ona 21 m. Spośród kilkudziesięciu warstw lodowczyka 11 można skorelować z danymi meteorologicznymi (opad i temperatura) z Kasprowego Wierchu mierzonymi przez okres 50 lat.

Czy z Tatr widać morze? Niektórzy mawiają, że z najwyższych szczytów tatrzańskich można zobaczyć morze. W rzeczywistości odległość Babia Góra czasem przypominia chmurę nad horyzontem. Widok z Koprowego Wierchu. jest zbyt duża i dojrzenie morza nie jest możliwie nie tylko ze względu na ograniczoną przejrzystość powietrza (wilgotność, zanieczyszczenia), ale głównie ze względu na krzywiznę powierzchni ziemi.
Jednak można się zastanowić jak odległe tereny widać ze szczytów tatrzańskich. Na pewno wielu z nas oglądało Babią Górę np. ze Świnicy. Jej odległość w linii prostej od Tatr wynosi ok. 50 km. Czasem przy lepszej widoczności można zobaczyć nieco dalej położone Pilsko (ok. 70 km) lub Szyndzielnię w Beskidzie Śląskim (120 km).
Jednak przy szczególnie korzystnych warunkach pogodowych i odpowiednim oświetleniu można zobaczyć nawet Sudety.
Tak twierdzi pan Apoloniusz Rajwa, pracujący w obserwatorium meteorologicznym na Kasprowym Wierchu. Mógł on dojrzeć ośnieżony szczyt Pradziada w Sudetach, czyli miejscie oddalone od Kasprowego o ok. 240 km! Było to o wschodzie słońca, przy bardzo przejrzystym powietrzu.
Oczywiście problem widoczności można rozpatrywać również w drugą stronę. Skąd widać Tatry? Nie jest rzadkością, że Tatry widoczne są z Krakowa lub nawet dolinek podkrakowskich.
Sam wielokrotnie oglądałem Tatry z Pilska, ze Stożka (ok. 120 km) w Beskidzie Śląskim. Czasem po przejściu chłodnego frontu atmosferycznego widziałem Tatry z samolotu, z wysokości powyżej 1500 m, z okolic Gliwic (w linii prostej 140 - 160 km).

Halny stulecia z 6 maja 1968 r. Mimo, że na przestrzeni lat w Tatrach wiały wielokrotnie huraganowe wiatry, łącznie z tym który poważnie spustoszył lasy w słowackich Tatrach Wysokich 19 listopada 2004 r., zwanym przez naszych południowych sąsiadów Velkou Kalamitou (wielki pował), ciągle najsilniejszym wiatrem jaki udało się zmierzyć w Tatrach był ten z maja 1968 r.
Wówczas to na klasyczny halny o prędkości 30 - 50 m/s nałożył się niskotroposferyczny prąd strumieniowy w rezultacie czego, wiatr osiągnął 6 maja 1968 r. pomiędzy godziną 16.00 - 18.00 huraganową prędkość 80 m/s, czyli 288 km/h. Owczesny pracownik meteorologiczny na Kasprowym Wierchu Apoloniusz Rajwa, wychodząc dokonać pomiaru na taras trzymał się mocno poręczy, dodatkowo asekurując się liną taternicką przywiązaną do kaloryfera. Wicher porywał z ziemi kamienie wielkości pięści i ciskał nimi nad budynkiem oberwatorium. Poza tym wichura porwała olbrzymie deski, przygotowane pod budowę wyciągu krzesełkowego na Goryczkowej i przerzuciła je wszystkie przez grań do Doliny Gąsienicowej.
Żywiołowi towarzyszyło pojawienie się trąby wodnej w Dolinie Gąsienicowej, która wyssała część wody z jednego ze stawków i ruszyła w kierunku Kościelca. Tam rozprysnęła sią w okolicach jego zachodniej ściany.
W samym Zakopanem, gdzie halny zwykle nie jest bardzo odczuwalny, wiatr osiągał prędkość 45 m/s, czyli 162 km/h i zrywał dachy domów. W lasach tatrzańskich spowodował ogromne straty, szacuje się, że przewrócił ponad pół miliona drzew.
Dodatkowo podczas tego halnego wilgotność powietrza spadła do poziomu 23 %, czyli takiego, którego się nie notuje nawet na Saharze.

Dębik ośmiopłatkowy Ta niska na 2 - 10 cm krzewinka arktyczna przywędrowała do nas w ostatniej epoce lodowcowej i w Tatrach znalazła sprzyjające warunki klimatyczne do rozwoju.
Dębik ośmiopłatkowy (dryas octopetala), bo o nim mowa, ma duże białe kwiaty w większości ośmiopłatkowe i żółty środek. Jego mocne, zdrewniałe, pokładające się łodygi, wypuszczają korzenie sięgające głębokości 2 m pod ziemią. Liście podobne kształtem do liści dębu (stąd nazwa), są eliptycze, twarde i skórzaste. Dębik występuje na wapiennych skałach i piargach, a więc głównie w Tatrach Zachodnich. Jest rośliną bardzo żywotną i odporną na srogie warunki panujące wysoko w Tatrch. Źródła podają okres kwitnienia od czerwca do lipca, jednak osobiście widziałem kwitnące dębiki na początku października. Ten samotny dębik na zdjęciu upodobał sobie wystawioną na wiatry stromą grań Bobrowca w Tatrach Zachodnich. Zdjęcie zostało zrobione w ostatnich dniach września, kiedy w Tatrach niemal nie ma kwiatów z wyjątkiem goryczek trojeściowych i goryczek orzęsionych. Te jednak są ukryte w niższych, zadrzewionych partiach Tatr. Inną osobliwością rośliny jest wiek, którego potrafi dożyć - ponad 100 lat.

Tragarze - (słow.) nosiče. Turyści z Polski przybywający po raz pierwszy w Tatry Słowackie są zaskoczeni w jaki sposób dostarcza się zaopatrzenie do niektórych schronisk. Muskularni tragarze noszą na swoich plecach drewniany lub stalowy stelaż z umieszczonym ładunkiem 50 - 100 kg żywności, napojów, opału i środków czystości. W taki sposób zaopatrywane są schroniska, do których nie może dojechać samochód dostawczy, a więc: Schronisko Zamkowskiego, Teriego, Schronisko pod Rysami.
Tragarze na dół znoszą wszelkiego rodzaju odpadki i śmieci. Oni sami twierdzą, że ich zawód ma 150 letnią tradycję. Wszyscy zaczynają w młodym wieku, z biegiem lat większość wykrusza się, pozostają jednak najtwardsi. Do takich ludzi należy Laco Kulanga, obecny gospodarz Schroniska Zamkowskiego. W 1997 r. świętował 30-lecie pracy tragarza, w tym okresie wniósł do schroniska ponad 880 t ładunków. Do niego też należą świetne wyniki jednorazowego wniesienia ilości ładunku do kilku schronisk: 151 kg do Schroniska Teriego w roku 1976, 139 kg do Zbójnickiej Chaty w roku 1977, 207,5 kg do Chaty Zamkovskiego w roku 1993 i 176 kg do Schroniska Łomnickiego (Skalnata Chata) w roku 1998. Jednak człowiek ten przeszedł samego siebie w roku 1999 kiedy to na swoje 50-te urodziny wniósł na swoich plecach do Schroniska Zamkowskiego 210 kg !!! W ciągu 50 lat pracy suma ładunków wyniesiona do schronisk wyniosła ponad 1000 ton (1003600 kg) - kilka ładnych pociagów towarowych ;-)
Słowaccy tragarze pracują w różnych górach i co roku spotykają się na swoich zawodach Sherpa Rally. W 1996 r. impreza odbyła się w Tatrach na szlaku Popradzki Staw - Schronisko pod Rysami. Długość trasy wynosiła 5 km, przy różnicy wzniesień 750 m. Mężczyźni startowali z ładunkiem 60 kg, a zwycięzca przebył ten odcinek w ciągu 1 h 33 min. Kobiety wnosiły ciężar 20 kg, a rekordzistka przeszła trasę w czasie 1 h 10 min.
Przewodnikowy czas dotarcia do Schroniska pod Rysami wynosi 2 h 15 min.

Widmo Brockenu. Dość rzadkim zjawiskiem jest oglądanie własnego cienia na powłoce chmur znajdującej się kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów poniżej. Jest to możliwe w słoneczny dzień, kiedy słońce znajduje się z tyłu za plecami. Cień własnej sylwetki jest zwykle otoczony pojedynczą lub podwójną tęczową aureolą.
Zjawisko to polega na załamaniu się światła w kropelkach mgły i tworzeniu tęczowych okręgów. Nazwa pochodzi od szczytu Brocken w górach Harzu gdzie po raz pierwszy opisano zaobserwowane zjawisko. Wśród doświadczonych turystów krąży przekonanie, że kiedy człowiek zobaczy ten efekt po raz pierwszy to grozi mu niebezpieczeństwo pozostania w górach na zawsze. Dopiero po 3 razach groźba gór mija.
W przesądy można oczywiście nie wierzyć, ale faktem jest, że zjawisko to jest bardzo widowiskowe i nawet najlepsze zdjęcie nie jest w stanie tego oddać. Fotka przedstwia widmo Brockenu, które uwieczniłem w Tatrach Słowackich na grani przy zejściu z Banówki (Banikova) w kierunku Hrubej Kopy. Widmo Brockenu towarzyszyło mi przez kilka godzin marszu granią od Banówki do Rohacza Płaczliwego.

Gerlach górujący nad Batyżowieckim Stawem Gerlach. Najwyższy szczyt Tatr (2655 m n.p.m.), chociaż do połowy XIX w. nie był uważany za najwyższy. Wcześniej palmę pierwszeństwa dzierżył Krywań, a następnie Łomnica. Dopiero dokładne pomiary dokonane w latach 1837 - 38 ujawniły prawdziwego króla Tatr. Słowacy określają go Gerlachovsky Stit (od nazwy miejscowości Gerlachov u podnóża Tatr). Na przedwojennych polskich panoramach figurował jako Garłuch, a w "szczęśliwych" latach stalinowskich (1949 -1957) "uhonorowano" go dźwięczną nazwą Stalinov Stit.

Na samym wierzchołku średnia roczna temperatura wynosi - 6 st. Celsjusza. Okazuje się, że w obrębie wierzchołka nawet mimo tak srogich warunków rośnie 20 gatunków roślin naczyniowych, z czego 9 powyżej 2650 m (5 m poniżej szczytu).
Do nich należą min. dzwonek alpejski, dzwonek wąskolisny, boimka dwurzędowa, pierwiosnka maleńka.
Od 1886 r. w obrębie szczytu miało miejsce ok. 25 wypadków śmiertelnych, nie licząc katastrofy lotniczej na Zadnim Gerlachu.

Widok z Orlej Perci w okolicach Czarnych Ścian Orla Perć. Wielu z nas spacerowało po Orlej Perci, najtrudniejszym szlaku turystycznym w Polsce i całych Tatrach. Nie każdy jednak wie, że była to jedna z pierwszych w Europie, obecnie tak popularnych "vie ferrate" - dróg żelaznych, czyli trudnych szlaków turystycznych ubezpieczonych łańcuchami, klamrami i drabinkami.
Dzisiaj można po podobnych trasach chodzić min. w Dolomitach.
Projekt naszej Orlej Perci powstał w 1901 r. Wysunął go Franciszek H. Nowicki, a zrealizował pod własnym nadzorem i z własnych funduszy ks. Walenty Gadowski w latach 1903-06.
Stalowe zabezpieczenia były wykonane bardzo solidnie i służyły turystom niemal przez 100 lat, zostały wymienione parę lat temu.
Szlaki łącznikowe, taki jak niebieski szlak na Zawrat, poprowadzono w latach 1904-11. Umożliwiają one przechodzenie krótszych odcinków Orlej Perci.
Cały szlak graniowy prowadzi od Przełeczy Krzyżne przez Granaty, Kozi Wierch, Zawrat do Świnicy liczy sobie 9 km, a przewodnikowy czas przejścia wynosi 8 h.

Na spotkanie z niedźwiedziem. - Na początku maja niedźwiedzie głodne po zimowym śnie, żywią się młodymi pędami roślin, listkami i ziołami. Ten na zdjęciu "pasł" się na jednej z polan w górnej części Doliny Strążyskiej. Nie przeszkadzał mu tłum ludzi wędrujacy szlakiem w dolinie. Cały czas trzymał bezpieczną odległość i nie zwaracał na ludzi uwagi. Czasem tylko podnosił łeb sprawdzając, czy nikt się nie zbliża. Turyści nawet nie zdawali sobie sprawy, że drapieznik jest tylko 100 m od nich. Mnie udało się go zauważyć między krzakami. Nie chciałem, go niepokoić dlatego nie podchodziłem zbyt blisko i zdjęcie jest dosyć niewyraźne.
- Kilka lat temu ratownicy TOPR zostali wezwani przez telefon komórkowy do dziwnego przypdaku. Okazało się, że grupa turystów w okolicach Polany Waksmundzkiej natknęła się na dorodnego niedźwiedzia. Ten tak wystraszył nieszczęśników, że wszyscy uciekli na drzewo. Zwierzę wyraźnie nie chciało zrobić im krzywdy, mimo, że potarfi doskonale chodzić po drzewach pozostało na ziemi. Jeden z turystów miał telefon komórkowy, z którego wezwał ratowników. Kiedy toprowcy przybyli na miejsce po niedźwiedziu nie było śladu.
- Spotkania z niedźwidziami zdarzają się nie tylko turystom. 1 sierpnia 1997 r. patrol TOPR, poszukujący zaginionej 72-letniej turystki, wspinający się Żlebem Zabijak w Dolinie Chochołowskiej został zatrzymany przez niedźwiedzia. Zwierzę nie przestarszyło się kilkuosobowej grupy i broniąc swojego terytorium zmusiło ratowników do odwrotu.

Więcej o życiu niedźwiedzia czytaj na stronie:
niedźwiedź brunatny


Copyright © Piotr Budzyna 1999-2018