<< poprzednia * Wszystkie galerie *Następna >>

Zdjęcia z Tatr - Spacer nad chmurami - ciąg dalszy

<< poprzednia * Spacer nad chmurami * Spacer nad chmurami cd * następna >>

Na szlaku na Błyszcz spotkałem kilku Słowaków z uśmichniętymi pycholami. Właśnie schodzili na dół do Doliny Gaborowej. Z Błyszcza przeszedłem na Bystrą. Na samym szczycie roiło się od Słowaków. Otargańce widoczne ze szlaku na Bystrą Humory wszystkim dopisywały, tym bardziej, że ktoś przytargał tu krzesło z jakiegoś schroniska. Każdy chciał się sfotografować siadając na nim w różnych dziwnych pozach. Było tak ciepło, że ludzie przebierali się do krótkich rękawków i spodenek. Staliśmy na najwyższym szczycie Tatr Zachonich, a pod nami przetaczały się białe kłęby chmur, wspinając się czasem po zboczu do nas przysłaniając widok. Aż żal było opuszczać to miejsce. W końcu ruszyłem na dół w kierunku Przełęczy Gaborowej (Przełęczy Raczkowej wg Nyki), tam dosięgnęły mnie chmury przepływające z Doliny Kościeliskiej do Gaborowej. Ale kiedy zacząłem wspinać się do góry na Starorobociański Wierch znowu opuściłem mgielny kocioł. Po prawej stronie od szlaku miałem przepaść wypełnioną puszystym dywanem mgieł. Jego kłęby wirowały kilkanaście metrów poniżej szlaku. Widmo brokenu na podejściu na Starorobociański Wierch. Słońce prażyło z lewej strony rzucając mój cień na biały ekran chmur. Mogłem teraz podziwiać wspaniały efekt "widma Brockenu". Oprócz cienia na chmurach widać było tęczową aureolę wokół głowy i drugą nieco większą obejmującą całą sylwetkę. Kiedy zaczynałem chodzić po Tatrach starzy turyści mawiali, że jest to złowróżbny znak dla tego co go widzi po raz pierwszy. Dopiero kiedy widzi się widmo Brockenu więcej niż trzy razy człowiekowi nie grozi już niebezpieczeństwo... Mogłem podziwiać moją "świętą" sylwetkę spokojnie bo widziałem już to zjawisko kilkanaście razy ;-)). Poprzednim razem w styczniu 2000 na szczycie Kasprowego, którego wierzchołek wystawał nad morze chmur jakieś 50 m. Byłem wtedy na nartach i nie zabrałem aparatu, mogłem tylko patrzeć jak inni uwieczniają dzieła natury na kliszy. Tym razem we wrześniu byłem wyposażony w dwa aparaty i kamerę wideo. Oczywiście nie podarowałem sobie takiej okazji i po raz pierwszy uwieczniełem zjawisko na kliszy i taśmie wideo. Do tej pory nie słyszałem, żeby złowróżbna opowieść zabraniała tego rodzaju praktyk ;-). Mam nadzieje, ze duchy gór również mi wybaczą, że umieściłem to zdjęcie w Internecie ;-). Aureola wokół głowy w rzeczywistości jest bardziej kolorowa, a druga słabsza tęczowa otoczka na zdjęciu nie jest w ogóle widoczna.
Wodospad mgieł nad Przełęczą Gaborową Po wejściu na szczyt mogłem podziwiać swoisty wodospad przelewający chmury z Doliny Kościeliskiej do Gaborowej snując pasemka mgieł po zboczach. Niebo nad głową zrobiło Raczkowa Czuba i Jarząbczy Wierch ze Starorobociańskiego Wierchu, z tyłu "Hawaje" się zupełnie czyste, wysokie chmury odpłynęly daleko nad Słowację. W zachodniej części Tatr ostre szczyty Rohaczy przebijały pierzynę chmur. Jedna z dziewczyn wygrzewajaca się w słońcu powiedziała, że jej przypominają Hawaje widocznie z okien samolotu. Na szczycie Starorobaociańskiego było bardzo ciepło, ale po pewnym czasie trzeba było wracać w chłodną i mroczną Dolinę Chochołowską. Zbiegłem przez Kończysty i Trzydniowiański Wierch na dół i po ponad godzinie byłem na dnie Chochołowskiej. Tam ludzie zmarznięci byli ubrani w grube kurtki, czapki i kaptury. Pewnie się nawet nie domyślali, że kilkaset metrów wyżej można wkroczyć w królewstwo słońca...
Raczkowa Czuba widziana ze Starorobociańskiego Wierchu Po powrocie do "haciendy" twarz mnie piekła, a gospodyni zapytała z ciekawością w jakim solarium tak ładnie się opaliłem ;-) Okazało się, że tak mocno nie byłem opalony nawet w lecie. Gospodyni uwierzyła w moją historię dopiero kiedy pokazałem jej jeszcze ciepły film wideo.
Mimo, że po Tatrach chodzę już od kilkunastu lat, potrafią one wciąż czymś nowym zaskoczyć. Nie tylko gwałtownym załamaniem pogody na wysokim szczycie, ale również pokazać świat o jakim ludzie spacerujący po Krupówkach w pochmurny dzień nie mogą nawet pomarzyć.


Copyright © Piotr Budzyna 1999-2013